Masz pytania? Zadzwoń:
739 902 156
albo napisz...
sklep@ubiklures.com
Masz pytania? Zadzwoń:
739 902 156
albo napisz...
sklep@ubiklures.com
Stoję w wodzie po kolana, macham pod przeciwległy brzeg, ściągam wachlarzem, szukam i kombinuję. Jak to na rybach. Na prawo ode mnie to samo czyni jakiś gość w kapeluszu. Dzień co najwyżej średni. Raz na jakiś czas uwiesi się okoń, czasem klenik, wymiary tzw. „szkoleniowe”. Mimo wszystko jest przyjemnie. Słonko praży, lekki wiaterek chłodzi, krótko mówiąc: relaks pełną gębą.
W którymś momencie moją uwagę zwraca chlapanina w wodzie. Zerkam w bok i widzę sąsiada z podbierakiem w dłoni. Chwila szamotaniny, wyciąga coś, wychodzi na brzeg. Postanawiam zrobić sobie krótką przerwę. Zwijam zestaw, wyłażę z wody i podchodzę do kucającego na trawie człowieka. Jego twarz wydaje mi się jakby znajoma.
– Dzień dobry – mówię, zerkając na odhaczaną właśnie zdobycz – Okoń?
– Tak, całkiem ładny, zobacz – odpowiada wyraźnie zadowolony wędkarz, pokazując pasiastego trzydziestaka – Dzień dobry. Będzie na kolację – mówi, po czym energicznie uderza kilka razy rybę w kark. Ta chwilę jeszcze trzepota się, potem zamiera. Gość wkłada rybę do foliowej torebki.
Sytuacja lekko niezręczna, więc zmieniam temat. Spoglądam na leżący w trawie kij. Już na oko czuć wyższy standard.
– Fajny kijek. Można zobaczyć?
– Oczywiście, proszę. Z pracowni, pięknie czuć każde branie – chwali się mój rozmówca.
Oglądam kijaszek, faktycznie dobrze leży w dłoni, leciutki nawet z kołowrotkiem.
– Mój kolega ma bardzo podobny. Nawet chyba od tego samego majstra – mówię, przyglądając się z bliska napisom i malutkiemu logo producenta. – Nie uwierzy pan za co go kupił.
– ?
– Za 500+ ! Odłożył trzy przelewy i starczyło w sam raz.
– Hmm… – odbiera wędkę z moich rąk i wykonuje kolejny rzut – można i tak… choć, tak na ścisłość, nie takie chyba jest przeznaczenie dla tego programu. Ja kupiłem za swoje, normalnie…
– No cóż… Jakoś trzeba sobie radzić. Może gdyby wprowadzić też program dla wędkarzy, np. 700+ bo przecież nowinki kosztują, nie mielibyśmy takich rozterek…
– Nie da rady – kręci przecząco głową – nie opłaca się.
– Kasy brak?
– Nieee, nie o to chodzi. Pieniądze zawsze się znajdą. Ceny w górę, jakiś podatek, fajniejsza akcyza, paliwko żeby za tanie nie było i zbiera się niezły budżecik na różne cele strategiczne.
Podejrzanie kumaty gość. Zerkam dyskretnie na jego sylwetkę, odzienie, głowę nakrytą eleganckim kapeluszem, profil twarzy skupionej na szczytówce klasowego kijka. No tak, teraz już widzę. Mózg połączył klocki w całość, ukazując jasny obraz. Tego pana kojarzę nie tylko ja, ale po prostu każdy. Stwierdzenie tego faktu wywołuje u mnie sporą dawkę konsternacji.
Pewnie nie wiedziałbym jak się dalej odezwać, jak zagaić. Pytań milion, a na końcu języka ani słowa. Na szczęście rozmówca sam przerywa tę chwilową ciszę.
– Nie! Dobra, OK, jest dobrze! – odrywa dłoń od korbki kołowrotka, unosząc wysoko palec. Patrzy przez moment gdzieś w niebo, zadumany, potrząsa tym palcem. – Dziękuję. To może być celny strzał.
Patrzę z zaciekawieniem, w milczeniu, nie wiem czy mam się odezwać, czy dalej słuchać. Obraca się w moją stronę, nadal z palcem uniesionym na wysokość podbródka. Potrząsa nim krótko i energicznie. W oczach wyświetla się coś na kształt eureki.
– To jest myśl! – niemal krzyczy – Ilu mamy wędkarzy w Polsce?
Pytanie najwyraźniej skierowane do mnie, więc myślę na szybko i odpowiadam:
– Zdaje się, że około miliona…
– Wow… Zamelduję szefowi – odkłada wędzisko i zaciera radośnie dłonie – Gra może być warta świeczki.
Kiwa ręką gdzieś w dal, krótko i zdecydowanie, po czym składa wędkę i odrzuca ją na trawę.
– Cześć – z wyraźną radością podaje mi dłoń na pożegnanie – Czas wracać do pracy. Jeszcze będzie sprzęt, będą wędki, będzie wszystko!
Bez bagażu, wolny jak ptak, wspina się na pobliski nasyp – niczym kozica tatrzańska zagubiona w nadwarciańskiej trawie – i już go nie ma. Równocześnie z nasypu schodzi jakiś jegomość w garniturze. Bez słowa, nie zwróciwszy na mnie uwagi, zbiera cały sprzęt pozostawiony przez wędkarza. Biegnie z tym majdanem po nasypie w górę, w ślad za moim „przedchwilowym” rozmówcą. Po minutce słyszę trzask zamykanych drzwiczek, potem warkot odpalanego silnika, a dalej to już wiadomo – warkot milknie w oddali, robi się cicho, nie słychać warkotu, woda płynie, ptaki fruwają. Świat zarejestrował scenę i trwa dalej po staremu.
„No i co ja narobiłem?… Cieszyć się czy płakać?”.
„Hmm… Chyba będą nowe kijaszki:) To już coś!”
„Może trzeba dać cynk właścicielom pracowni żeby zaczęli pracować na dwie zmiany? Nie obrobią się chłopy…”
„Albo…hmmm… Może kierowcom…, żeby brali paliwo póki czas?!”
„Albo wszystkim! Żeby zapasy w spiżarniach?!?!…”
„Albo to, albo tamto, eee….!”
Na wszelki wypadek szybko zwijam sprzęt i zmieniam miejsce pobytu.
Na tym powinno się zakończyć. Tylko że zaraz… oj, oj. Tekst obnaża prawdę, troszkę jakby walę samobója.
Stoję w wodzie po kolana, macham pod przeciwległy brzeg, ściągam wachlarzem, szukam i kombinuję. Jak to na rybach. Na prawo ode mnie to samo czyni jakiś gość w kapeluszu. Dzień co najwyżej średni. Raz na jakiś czas uwiesi się okoń, czasem klenik, wymiary tzw. „szkoleniowe”. Mimo wszystko jest przyjemnie. Słonko praży, lekki wiaterek chłodzi, krótko mówiąc: relaks pełną gębą.
W którymś momencie moją uwagę zwraca chlapanina w wodzie. Zerkam w bok i widzę sąsiada z podbierakiem w dłoni. Chwila szamotaniny, wyciąga coś, wychodzi na brzeg. Postanawiam zrobić sobie krótką przerwę.
Spoglądam na tego faceta z podbierakiem. Coś tam robi z rybą, ale nie widzę dokładnie co, bo nadal stoję w miejscu, oddalony o spory kawał od niego. Naprawdę dość daleko, podkreślam! Wtem z krzaków wychodzi inny gość, podchodzi do tego z rybą i rozmawiają. Ten co złowił rybę ponownie zarzuca wędkę. Po chwili unosi palec do góry i radośnie coś tłumaczy temu drugiemu, ale ja nie słyszę co, bo stoję za daleko…
No i tak to było naprawdę, jak by kto pytał.
Co złego to nie ja!
autor: Rafał Ubik
Fajnie napisane. Mam nadzieję ze napiszesz książkę. Będę pierwszym który ja kupi.pozdrawiam
Świetnie napisane. Jak dobra opowieść jednak w pigułce. Jednak. Można wczuć się w klimat prawdziwej wyprawy wędkarskiej.
Kto wie co będzie za jakiś czas… 😉 Tymczasem jednak takie krótkie formy opowieści leżą mi bardziej 😉 Pozdrawiam
:))
Bardzo przyjemnie się czyta twoje teksty
Dziękuję 🙂
Super 💥 i tak trzymać
Dzięki 🙂 Coś jeszcze się napisze..
A tu mamy wędkarstwo z delikatną nutką polityki.🙂
700+ byłoby fajne, ale wszyscy wiemy, że …. dobrze, że marzenia nie kosztują!😃😃😃
Dzięki za fajny odcinek.
Delikatna nutka i faktycznie, pomarzyć jeszcze można za darmo. Jeszcze tego nie opodatkowano 😉
Ojj, mąż z pewnością ucieszyłby się z takiego 700+ 😉 ale chyba nie ma na mnie co narzekać , bo co chce to może sobie kupić, choć kije i reszta sprzętu to już całą piwnicę zajmują 😉
Szczęściarz!
Super tekst. Brawo. Jak ktoś kiedyś powiedział…niech oni nam nic nie dają, wystarczy żeby nie zabierali…mniej więcej tak to leciało. Pozdrawiam
Coś w tym jest 😉 Pozdrawiam